Demo

Ocena użytkowników: 0 / 5

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Kino "Delfin" - obiekt służący upowszechnianiu kultury, zwłaszcza filmowej i rozrywce w Ustce. Ma po przebudowie zakończonej w styczniu 2012 roku 240 miejsc oraz sześć lóż ze stolikami. Dzięki zainstalowanemu w 2012 roku projektorowi cyfrowemu, kino może wyświetlać filmy także w formacie 3D.

Historia

 

Powstało w 1936 roku. Było to pierwsze w Ustce kino w specjalnie w tym celu zaprojektowanym budynku, zwanym kinoteatrem. Wprawdzie już wcześniej wyświetlano w Ustce filmy, na przykład w hotelu "Fuerst Bluecher", mieszczącym się w dzisiejszym Domu Kultury, ale dopiero przedsiębiorca Schwarz zdecydowal się w 1936 roku na zbudowanie w ówczesnej osadzie Ustka specjalnego kinowego obiektu. Wyczuł koniunkturę. Akurat rozpoczynano budowę koszar dla siedmiu tysięcy żołnierzy niemieckich sił powietrznych i było już wiadomo, że z frekwencją problemów nie będzie. Wyświetlał najczęściej klasyczne niemieckie produkcje fabularne, a także propagandowe "Wochenschau" - cotygodniowe kroniki filmowe, sławiące nazistowskie rządy i sukcesy wojsk niemieckich na frontach II wojny światowej. Ruch musiał być duży, nawet podczas wojny. W regionalnej "Grenz-Zeitung" z 1943 roku (środek wiojny) natrafiliśmy na ogłoszenie, że "Filmtheater" w Ustce pilnie poszukuje do pracy odpowiedniej osoby do wskazywania miejsc na widowni. 

"Delfinem" poniemiecki kinoteatr stał się w 1945 roku, za sprawą Bronisława Brzóski, wcześniej gdynianina. Brzóska został skierowany do powiatu słupskiego w charakterze specjalisty od kin przez dyrektora Zarządu Kin w Gdyni. - Miałem osiedlić się w Słupsku i tu otworzyć kino, ale ponieważ było juz zajęte przez żołnierzy radzieckich, zatrzymaliśmy się w Ustce. Tu kino było zdewastowane, ale po gruntownym remoncie nadawało się do uruchomienia. Przyjęto moją propozycję, aby nazwać je "Delfin" - wspominał ustecki pionier. Sam początkowo jednak nie utrzymywał się z kina, tylko z rybołówstwa. Dopiero z biegiem lat obiekt stał się prężnie funkcjonującą placówką. W czasach PRL ludzie wystawali w kolejkach, aby kupić bilety na seanse, albo nabywali je od "koników". Tak nazywano osoby spekulujące kinowymi biletami, gdy był to towar deficytowy. Warto odnotować zabawny zbieg okoliczności: wieloletni kierownik "Delfina" nazywał się właśnie Konik. 

W tamtych czasach w "Delfinie" nie tylko wyświetlano filmy, lecz organizowano także akademie, koncerty, spektakle i widowiska. Kino zatrudniało aż 10 osób, zaczęło podupadać gdy w Polsce rozpowszechniły sie domowe odtwarzacze video. W latach 90. seans filmowy każdy już mógł zorganizować sobie w domu. 

- Ale jeszcze w latach 90. był ruch, bo państwo Wyszyńscy potrafili ściągnąć do kina sporo usteckiej młodzieży na Dyskusyjny Klub Filmowy. Sama w tym uczestniczyłam i pamiętam żarliwe dyskusje i spotkania ze znanymi twórcami. Potem rozjechaliśmy się - mówiła w styczniu 2012 rokub Monika Graczyk, współwłaścicielka "Delfina" i organizatorka przebudowy obiektu.

Anegdoty

 

Gdy wyświetlaliśmy "Wejście Smoka", napór tłumu był tak wielki, że w kasie aż pękła szyba - wspomina Witosław Wyszyński, wieloletni pracownik, później współwłaściciel kina. Jego mama, Janina Wyszyńska, związana była z tą placówką od lat 50. 

Z kierownikiem Konikiem związana jest jeszcze jedna anegdota, którą zapamiętał Wyszyński. - Jeden bliskich przyjaciół Konika nazywał się Słoń. Mówił on zawsze do Konika "witaj, mój "Koniu". Gdy więc w "Delfinie" zaczęto wyświetlać film "Witaj Słoniu" i zawisły takie afisze, ów Słoń wziął to do siebie. W odwecie rozwiesił na kinie kartki: "Witaj Koniu" - opowiada Wyszyński. 

W tamtych czasach w "Delfinie" nie tylko wyświetlano filmy, lecz organizowano także akademie, koncerty i widowiska. Kino zatrudniało aż 10 osób.