Demo

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
Był to chyba największy okręt, jaki kiedykolwiek bazował w usteckim porcie. Pierwotnie nazywał się "Niels Juel”. Zwodowany w 1918 roku, był lekkim krążownikiem obrony wybrzeża i zarazem największym okrętem duńskiej marynarki wojennej. Miał 90 metrów długości i 16,30 m szerokości. Uzbrojenie: 10 dział kalibru 150 mm, 4 przeciwlotnicze armaty 57 mm, dwie wyrzutnie torped kaliber 45 cm.
Jego droga do Ustki to materiał na dobry film akcji. W niedzielę 29 sierpnia 1943 roku dowódca "Nielsa Juela” otrzymał informację, że Niemcy w kopenhaskim porcie przejmują duńskie jednostki. Miał rozkaz nie oddać flagowego krążownika. Zaryzykował ucieczkę do neutralnej Szwecji.
Wtedy doszło do najbardziej patetycznego wyczynu rodaków Hamleta w II wojnie światowej. Gdy uciekający krążownik zaatakowały sztukasy, puścili przez pokładowe megafony duński hymn narodowy. Takty utworu mieszały się z terkotem kaemów aż do czasu, gdy padło pięciu rannych. Wtedy Duńczycy osadzili okręt na mieliźnie, uszkodzili jego najważniejsze urządzenia i poddali się. Niemcy w walce z nimi stracili jeden samolot.
Na mieliźnie okręt tkwił przez rok. W kwietniu 1944 r. hitlerowcy wreszcie ściągnęli go i odremontowali, zawieszając banderę ze swastyką i zmieniając nazwę na "Nordland”. Następnie krążownik odholowali do Ustki. Stanął w głębi portu, przy nabrzeżu karwińskim po zachodniej stronie, tuż za kolejowym mostem przez Słupię.
Ustkę wybrano na miejsce stacjonowania stalowego kolosa, bo tu rzadko zapuszczały się samoloty alianckie i radzieckie. Istniała szansa, że o dużym okręcie wojennym w porcie, w którym diabeł mówi dobranoc, nie dowie się żaden z wrogów III Rzeszy i jednostka uniknie bombardowań.
Obok krążownika stał jeszcze inny duży statek zrabowany Duńczykom: parowiec "Aalborghus”. Był to "pasażer”, zabierający na pokład ponad do tysiąca osób. Jemu też zmieniono nazwę - na "Schill”, aby w ten sposób uczcić pruskiego majora i partyzanta, walczącego niegdyś z Napoleonem na Pomorzu (jego ludzie rozbili w 1807 roku m.in. polsko-saski oddział pod Mianowicami koło Słupska). 
W Ustce, zwanej wtedy Stolpmuende, "Nordland” tętnił życiem. Pełnił rolę statku - koszar. Szkoliło się na nim i mieszkało 600 młodych kadetów hitlerowskiej marynarki. Gdy Rosjanie przełamali Wał Pomorski, dowództwo Kriegsmarine rozkazało "Nordlandowi” opuścić coraz bardziej zagrożoną Ustkę i schronić się w Kilonii.
I tu powstał problem. Krążownik miał zanurzenie 5,2 metra, a maksymalna głębokość w porcie wynosiła 6 m. Przez pół roku stania jakby przyssał się do dna Słupi, która otoczyła go tonami mułu. Ani drgnął, gdy kapitan zakomenderował "cała naprzód!”. Tylko woda i szlam bulgotały spod śrub.
- Kilkaset osób wyszło na pokład i na komendę przechodziło z lewej na prawą burtę, potem z prawej na lewą, żeby rozkołysać okręt. Ale to też nic nie dało - wspominał kadet Werner Fuchs, który służył wtedy na "Nordlandzie" w Ustce.
Załoga zaczęła demontować działa przeciwlotnicze i ustawiać na wydmie po zachodniej stronie portu. W ten sposób uczyniono okręt nieco lżejszym. Ale to też nie pomogło.
Dopiero dwa pełnomorskie holowniki ściągnięte na pomoc zdołały 18 lutego wyciągnąć "Nordland” na pełne morze. Dotarł do celu. Ale ponieważ rejon Kilonii stał się obszarem intensywnych bombardowań lotniczych, w maju 1945 roku kadetów wysadzono na ląd, a jednostkę zatopiono.
W Ustce, na nabrzeżu, przy którym była zacumowana, pozostały dwa parowozy. Podobno służyły do ogrzewania unieruchomionego okrętu. O tym, że lokomotywy były sprzężone z jakimś tajemniczym hulkiem, pisał w swoich wspomnieniach Bronisław Brzóska, jeden z polskich pionierów, którzy w 1945 sprzątali port po zniszczeniach wojennych.
Ale nikt z nich nie wiedział, że owym hulkiem był największy okręt wojenny Królestwa Danii.
W załacznikach: zdjęcie krążownika oraz z pogłebiania portu w Ustce w miejscu, gdzie niegdyś przez pół roku stał zacumowany "Nordland"